Tagi

, , ,

Najsłodsze Serce         Kiedy pod wieczór mego życia pragnę z wdzięczności ku Sercu Jezusowemu opowiedzieć przebieg mego nawrócenia do wiary św., muszę cofnąć się aż do mej najwcześniejszej młodości. Dziś rozumiem, że w pięcioletniem serduszku miłość do Najśw. Sakramentu zapuszczała swe korzonki już wtedy, gdym z moją babunią nawiedzała kościół katolicki. Jakże cieszyłam się wtedy, że mogę pójść na Mszę św., czy błogosławieństwo, do franciszkańskiego kościoła. Żal mi było tylko zawsze, gdy po skończonem nabożeństwie chowano Przenajśw. Sakrament do tabernakulum. Babunia moja, pobożna katoliczka, wpajała we mnie wiele pięknych zasad, lecz nigdy nie namawiała mnie, żebym przeszła na katolicyzm, gdyż ojciec mój pragnął wychować nas w religji protestanckiej, jaką wyznawała zmarła matka nasza. Obie z moją młodszą siostrą bardzo kochałyśmy i czciłyśmy naszego ojca, który jednak trzymał się zdala od św. Kościoła.

Głęboko zapadła mi w duszę ta prawda, że w Najśw. Sakramencie, pod postacią chleba jest żywy i prawdziwy Pan Jezus. Mając  lat dziesięć, zaczęłam uczęszczać na naukę religji protestanckiej i wtedy usłyszałam, że wedle nauki protestantów Zbawiciel ma być obecny tylko w chwili przyjmowania Komunji. O religji rozmawiałam wiele z moją przyjaciółką, uczęszczałam na nabożeństwa i dumną byłam, że jestem protestantką.

Pierwsza Komunja w protestanckim zborze przyniosła mi wielki zawód, bo po przyjęciu jej, duszę moją, tak wyczekującą na przyjście Pana Jezusa, napełnił głęboki smutek i przygnębienie. W pięć lat później została przypuszczoną do Komunji moja młodsza siostra, lecz dla niej ta chwila nie miała szczególniejszego znaczenia. Było to bowiem usposobienie żywe i wesołe, a równocześnie przywiązana fanatycznie do protestantyzmu, nie zastanawiała się nad wiarą katolicką.

W tym czasie poznałam podczas podróży mego przyszłego męża. Pochodził on z prawdziwie katolickiej rodziny, zasady wszczepione mu przez bogobojnych rodziców prowadziły go przez życie, a chociaż w gronie kolegów zaniedbał swe ćwiczenia religijne, jednak zażądał stanowczo, byśmy wzięli ślub w kościele katolickim i zastrzegł sobie katolickie wychowanie dzieci. Po ślubie wyjechaliśmy w góry, do miasta, które w szczególniejszy sposób zostało poświęcone Sercu Jezusowemu. W parafjalnym kościele wisi na pamiątkę tego aktu piękny obraz Serca Jezusowego w srebrnych ramach. Odczuwałam tu bardzo brak protestanckiego nabożeństwa i tylko niekiedy odwiedzałam katolicki kościół.

W szczęśliwem małżeńskiem pożyciu i pociechach macierzyńskich upłynęło kilka lat, gdy nagle bardzo boleśnie dotknęła mnie wiadomość, że siostra moja przeszła na katolicyzm. Krok ten wydawał mi się pogardą dla zmarłej naszej matki. W rok później siostra leżała już w grobie, oddawszy życie swoje za nawrócenie naszego drogiego ojca. Bóg przyjął jej serdeczną ofiarę, lecz ojciec dopiero na łożu śmierci przeszedł na łono katolickiego Kościoła.

Śmierć siostry odsunęła mnie jeszcze bardziej od wiary katolickiej, a do duszy mojej wprowadziła tylko zniechęcenie i gorycz. Przedwszesną jej śmierć przypisywałam bowiem ostrym praktykom religijnym.

W pięć lat później, zostaliśmy przeniesieni do pewnego miasta, które było stolicą biskupią. Tam długa i ciężka choroba postawiła mnie prawie nad grobem. Siostra, która mnie pielęgnowała, dawała mi wody z Lourdes i odprawiała ze mną nowennę do Matki Boskiej. Gdy jednak zapytała mnie, czy ze względu na moje dzieci nie zechciałabym zostać katoliczką, odpowiedziałam krótko: >>Nie mogę<<. To samo powiedziałam i mojemu mężowi, który chętnie byłby przywołał do mego łoża boleści katolickiego kapłana.

Powoli, jakby cudownie uleczona, zaczęłam przychodzić do zdrowia i cieszyłam się nowo darowanem życiem. Latem wyjechaliśmy na wieś, gdzie ogarnęło mnie dziwne, nieznane mi dotąd uczucie niepokoju tak, że miejsca sobie znaleźć nie mogłam. Pewnego dnia popołudniu, pociagnięta niewidzialną jakąś mocą, weszłam do wiejskiego kościółka i uklękłam przed obrazem Serca Jezusowego. Tu wybiła dla mnie godzina łaski. Błyskawicznie i z świadomością zrozumiałam, że muszę zostać katoliczką. Ta świadomość z pomocą łaski Bożej dopomogła mi przezwyciężyć wszystkie trudności, które stały na drodze do mego celu. Uradowany tą wiadomością, mój mąż rozpoczął zaraz ze mną naukę katechizmu, oraz sprowadził kapłana, który tłumaczył i wyjaśniał mi wzniosłą naukę Kościoła św.

Gorzką godziną dla mojej pychy było chłodne przyjęcie mnie przez ks. Biskupa, gdym po skończonej nauce katechizmu prosiła go o przyjęcie na łono katolickiego Kościoła. Skoro zaś usłyszał, że nie względy ludzkie, lecz miłość ku Najśw. Eucharystji i Bożemu Sercu były powodem mego przejścia na katolicyzm, stał się ojcowsko łaskawym. Spowiedź generalna, której się tak obawiałam, przyniosła mi niewypowiedzianą pociechę. Ze spokojnem, lecz głęboko wzruszonem sercem, złożyłam wyznanie wiary św. w obecności ks. Biskupa, kilku kapłanów i mojego męża.

Teraz byłam u celu – a gdy podczas Mszy św. przyjęłam rzeczywiście Ciało Pańskie, zdawało mi się, że niebo się nade mną otwarło. Jakżeż gorąco i radośnie śpiewałam z moją Matką Niebieską: >>Uwielbia dusza moja Pana!<<

Z dobroci Bożej weszłam tedy do prawdziwego Kościoła, a im głębiej wnikałam w jego naukę, prowadzona ręką światłych kierowników, tem więcej cudów i wspaniałości odsłaniało się przede mną. Nie bez trudu wspinałam się na te wyżyny życia prawdziwie Bożego. Troska o męża i dzieci, to krzyż codzienny, duszą moją wstrząsała niekiedy ciężkie burze, ale to wszystko prowadziło mnie tylko coraz bliżej Serca Jezusowego, które w Przenajśw. Sakramencie czeka dniem i nocą na dusze, pragnące Jego łaski i prawdy w jedynie prawdziwym katolickim Kościele.

Posłaniec Serca Jezusowego, rocznik 57, czerwiec 1929, str. 176-178.