Tagi

– Dla błędów podwładnych – mówi – zasadniczo nie miał zbytniej pobłażliwości. Karał, ale jak ojciec, nigdy z gwałtownością i uniesieniem, bo i surowości używał tylko dla dobra
WYCHOWAWCA ZAKONNEJ MŁODZIEŻY
Więc dobiłem do tego rozdziału, który pisać radbym nie piórem i atramentem, ale sercem i łzami wdzięczności.
Ojciec Wenanty został naszym magistrem.
Pamiętam, że rozpoczął pełnienie tego obowiązku od przemówienia i… cukierków. Jeszcze przed obłóczynami, zgromadziwszy swoich przyszłych kleryków, tak serdecznie i po bratersku przemówił, że każdy chyba ze słuchających przylgnął do niego zupełnie. Wmawiał w nas więcej dobroci i cnoty, aniżeli czuliśmy w sobie: tejże chwili więc postanowiliśmy sobie koniecznie odpowiedzieć temu niezasłużonemu zaufaniu. Siebie zaś przedstawił jako młodego i niedoświadczonego: rozumie i odczuwa trudność swego obowiązku, skoro mimo swej nieudolności musi przerabiać nas w zakonników, oddanych Panu Bogu w zupełności. Rozumie trudność czekającego go zadania, ale ufając łasce Bożej i naszej dobrej woli, przystąpi odważnie do sprawowania zleconego mu przez święte posłuszeństwo obowiązku. – Tak szczera była to pokora, żeśmy w duchu przyznawali mu słuszność i cieszyli się nieco, że teraz nabierze przy nas brakującego mu dotychczas doświadczenia!…
Nastąpiło rozdanie cukierków: tak zwyczajnych, jak i to przemówienie: pamiętam, były to landrynki w blaszanem pudełku. – Tak się to jakoś wszystko ładnie zestroiło, żeśmy naprawdę czuli się spokojni, bezpieczni i szczęśliwi.