Tagi

, , ,

sacred-heart-of-jesus-have-mercy-on-us     W styczniowym zeszycie hiszpańskiego „Posłańca” czytamy opowieść ciekawego zdarzenia, potwierdzającego ponownie prawdziwość obietnicy Pana Jezusa, danej św. Małgorzacie Marji, że wszystkim, przystępującym przez dziewięć zrzędu pierwszych piątków miesiąca do Komunji św., da łaskę pokuty ostatecznej: że nie umrą w stanie niełaski, ani bez Sakramentów św. i że Serce Jego stanie się dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci.

Było to w Indjach, dalekim zamorskim kraju południowej Azji. Żyła tam pewna pobożna chrześcijanka, gorliwa czcicielka Boskiego Serca, imieniem Anita. Często przystępowała do Sakramentów śś., a już żaden pierwszy piątek miesiąca nie minął, by nie zbliżyła się do Stołu Pańskiego. Mąż Anity był urzędnikiem kolejowym i oto zdarzyło się, że przeniesiono go na odległą stację w odludnej okolicy. Nigdzie też blisko nie było kościoła, ani kapłana katolickiego. Łatwo sobie wyobrazić, jak bolesnym był dla pobożnej niewiasty ten brak pociech religijnych, brak Komunji św. i odwiedzin Najśw. Sakramentu, w których przywykła czerpać siły do spełniania codziennych obowiązków. Ale Anita kochała P. Jezusa prawdziwie, a miłość jest przemyślna. Duchem przenosiła się często przed tabernakulum kościółka dawnego miejsca pobytu i tak, choć zdala, adorowała Boskiego Więźnia i powierzała Mu swe troski.

Pewnego razu utworzyła się jej rana na biodrze. Nie było na tem pustkowiu pomocy lekarskiej, ani środków leczniczych; rana powiększała się i wkrótce zaczęła zagrażać życiu. Jakież przygnębienie zawładnęło duszą Anity! A więc naprawdę sama będzie musiała stanąć na progu wieczności? A gdzież jej Zbawca? Nie, to nie możliwe, by ją opuścił w ostatniej godzinie! Bezustannie w gorącej, a ufnej modlitwie błagała Boga, aby jej przed śmiercią zesłał kapłana, chociaż, po ludzku rzecz sądząc, wydawało się to niemożliwe.

I dobry Jezus wysłuchał ją.

Dochodziła północ. Mąż czuwał przy chorej, ze smutkiem oczekując ostatniego jej tchnienia. Naraz wśród ciszy nocnej rozległa się syrena szybko nadjeżdżającego automobilu. Po chwili podróżni zaczęli wołać do oświetlonego okna. Mąż Anity zerwał się i pobiegł ku drzwiom.

– Kto woła? – zapytał.

– Czy nie moglibyśmy tu przenocować? – odpowiedział głos z ciemności. – Zależy mi wprawdzie bardzo, by jak najprędzej dotrzeć do celu, ale popsuło mi się coś w motorze i nie zdołałem go dziś rano dostatecznie naprawić. Obawiałem się, że w tem pustkowiu nie znajdę żywej duszy, ale Opatrzność czuwa nade mną.

– Bardzo mi przykro, że ugościć was nie mogę – odparł mąż Anity, – ale żona moja jest umierająca. Biedactwo, modli się tylko ustawicznie, ażeby Bóg przed śmiercią zesłał jej kapłana.

– Kapłana? A więc jesteście katolikami? Ależ ja właśnie jestem katolickim kapłanem. Jadę do kilku odległych miejscowości, by odwiedzić moje owieczki. Mam przy sobie wszystko: Oleje św., ołtarzyk polowy, wszystko.

Trudno opisać radość męża, a cóż dopiero powiedzieć o szczęściu Anity. Szybko wszedł kapłan do domu, a oblicze chorej rozjaśnił niebiański uśmiech. Ksiądz wyspowiadał ją, udzielił jej Ostatniego Namaszczenia i przygotował pobożną duszę na ostatnią podróż. Ale Serce Jezusowe chciało dopełnić jej szczęścia. Anita nie umarła w nocy; o świcie kapłan odprawił mszę św. i dał konającej Chleb Żywota na drogę wieczności.

Potem zasnęła cicho na Sercu Boskiego Zbawcy.

Zesłany przez Opatrzność automobil posłużył za karawan. Śmiertelne szczątki Anity przewieziono na nim do najbliższej wioski chrześcijańskiej i pochowano tam na katolickim cmentarzu.

Zaiste >>wierny jest Pan w obietnicach swoich!<<

Posłaniec Serca Jezusowego, rocznik 57, listopad  1929, str. 339-340.