W zakładzie Ojców Oblatów św. Józefa w Asti, w północnych Włoszech, niejaka Marja Tartaglino miała na klęczniku swoim krzyż, jaki się stawia zwykle na stoliku.
W piątek 11 sierpnia 1933 r. zaraz popołudniu, dziewczyna ta, będąc ciężko chorą, uczuła nagle natchnienie, by wstała z łóżka i uklękła przed swoim krucyfiksem. Skoro to uczyniła, piersi figury Ukrzyżowanego zaczęły się poruszać, jakby w spazmach przedśmiertnych, oczy zaczęły spoglądać i zamykać się, jak u człowieka konającego, a usta wypowiedziały do Marji Tartaglino te gorzkie słowa: „Patrz, moja córko, do jakiego stanu doprowadziły Mnie świętokradztwa ludzi, odnawiając i uzupełniając mękę Moją”.
Po tych słowach rana w boku figury Ukrzyżowanego Pana Jezusa otwarła się, rozszerzyła i wolniutko wypłynął z niej cienki strumień krwi.
Marja palcem dotyka boku Chrystusa i widzi, że cały palec jest zakrwawiony. Do głębi wzruszona zmywa i ociera krucyfiks przez 10 minut bez przerwy, ale krew płynie bezustannie. Teraz woła Marja swą sąsiadkę i zaufaną przyjaciółkę, Marję Mortera. Ta przybiega, dotyka krucyfiksu i również widzi krew na krucyfiksie i na palcu swoim. Chce wołać inne osoby, ale Tartaglino stanowczo sprzeciwia się temu w obawie, by przez rozgłoszenie cudu nie wyrwano jej z ukrycia. Tymczasem krew przestaje płynąć.