Tagi
Grzegorz I, Najświętsza Maryja Panna, nowicjat, o. Jerzy M. Wierdak, św. Bernard, św. Dominik Savio, św. Jan Berchmans, św. Jan Bosko

Mówię śmiało i wiem co mówię, że z nowicjusza, który nie ma nabożeństwa do Niepokalanej Dziewicy, nigdy i nic nie będzie, ani w zakonie, ani na świecie. Nie będzie ani zakon ani świat miał jakiegokolwiek pożytku z młodzieńca, który nie jest synem Maryi. Co powiedziałem o nowicjuszu, to samo mówię o całym zakonie.
Słowo ostatnie
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. To było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało; a bez Niego nic się nie stało. Jan. 1. 1 – 3.
I stworzył Bóg niebo i ziemię. Ziemia była pusta i próżna. Ciemności były nad głębokością, a Duch Boży unosił się nad wodami.
I rzekł Bóg: Niech się stanie światłość! – I stała się światłość. I ujrzał Bóg światłość, że była dobra.
I rzekł Bóg: Niech się stanie sklepienie między wodami, a niech przedzieli wody od wód! – I uczynił Bóg sklepienie i przedzielił wody, które były pod sklepieniem, od tych, które były nad sklepieniem. I stało się tak.
Potem rzekł Bóg: Niech się zbiorą wody, które są pod niebem na jedno miejsce, a niech się ukaże miejsce suche! – I stało się tak. I nazwał Bóg suche miejsce Ziemią, a zebranie wód nazwał Morzem. I widział Bóg, że było dobre.
I rzekł Bóg: Niech zrodzi ziemia ziele zielone i dające nasienie i drzewa rodzajne, owoc czyniące według rodzaju swego! – I stało się tak. I zrodziła ziemia ziele zielone i drzewo czyniące owoc i mające każde z nich nasienie według rodzaju swego. I widział Bóg, że było dobre.
I rzekł Bóg: Niech się staną światła na sklepieniu nieba, a niech dzielą dzień od nocy i niech będą na znaki i czasy i dni i lata! – I stało się tak… I widział Bóg, iż było dobre.
Rzekł też Bóg: Niech wywiodą wody płaz duszy żyjącej i ptactwo nad ziemią pod sklepieniem nieba! – I stworzył Bóg wieloryby wielkie i wszelką duszę żyjącą i ruszającą się. I widział Bóg, iż było dobre. I minął dzień piąty.
A dnia szóstego stworzył Bóg człowieka z mułu ziemi i tchnął w oblicze jego dech żywota. I widział Bóg wszystko, co był uczynił. A to było bardzo dobre.
Przez sześć dni rozsiewał Wiekuisty po kuli ziemskiej Swoje cuda, a gdy świtem różowym zawitał dzień siódmy, wypoczął Bóg od wszelkiego dzieła, które sprawił.
A w pełności czasów Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami, pełne łaski i prawdy.
I dla zbawienia rodzaju ludzkiego Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus, wstąpił na Golgotę i zawisł na krzyżu. Pod krzyżem stała Matka Jezusowa, Maryja. Był tam i Jan, umiłowany uczeń Chrystusowy.
A widząc Jezus Matkę Swoją i ucznia, którego miłował, rzekł Matce Swej: Niewiasto, oto syn Twój. Potem rzekł uczniowi: Oto Matka twoja. Jan. 19. 26. 27. – I stało się tak.
I dobrze jest wszystkim mieszkańcom ziemi, że dał im Bóg Maryję za Matkę.
W czasach papieża Grzegorza Wielkiego grasowała w Rzymie straszliwa zaraza. Tworzył się ludziom jakiś wrzód pod pachami i zaraz następowało zakażenie krwi, trawiąca gorączka i śmierć. Nawet oddech dotkniętych zarazą stawał się zaraźliwym. Nieszczęśliwi chorzy leżeli setkami po polach, lasach i ulicach. Wyrzuceni z własnych domów umierali bez żadnej opieki i ratunku. Nie było nawet, kto by tym biedakom mógł przyjść z pociechą religijną, bo co odważniejsi kapłani, usługując zadżumionym, padali sami ofiarą moru. Na próżno wielki papież i sam i przez swoich kapłanów nawoływał przestraszone tłumy do pokuty. Lękano się liczniejszych zebrań nawet w świątyniach Pańskich. Zaraza szerzyła się coraz zawzięcie. Wnet brakło ludzi do grzebania trupów. Psy ogryzały zwłoki nieboszczyków. Wtenczas wielki papież i wielki czciciel Maryi, św. Grzegorz, zapowiedział uroczystą procesję przez miasto z cudownym obrazem Matki Bożej. Wstąpiła otucha w serca Rzymian. Pozbywszy się wszelkiej trwogi przed morem, ufni w pomoc Matki Miłosierdzia, zapełnili świątynie i place przyległe.
Duchowieństwo, postępując długim szeregiem, niosło cudowny obraz. Potem szedł papież i wielotysięczny tłum ludu. Wspaniały orszak posuwał się zwolna wśród płaczu i śpiewu przez ulice Rzymu, aż poza rzekę Tybr. Nad brzegiem rzeki stał olbrzymi z ciosu i marmuru grobowiec cesarza Hadriana i sześciu innych cesarzów rzymskich, zamieniony później w zamek obronny. Kiedy procesja przesuwała się obok tego grobowca, ujrzano wznoszącego się ponad nim Anioła w postaci młodzieńca zbrojnego, który nagi miecz chował do pochwy, a równocześnie usłyszano anielski, potężny śpiew: Regina coeli laetare – Królowo niebios raduj się! Papież zaś z tłumami ludu dośpiewał: Ora pro nobis Deum – Módl się za nami do Boga! – Od tej chwili, jakby kto ręką odjął, ustała okrutna zaraza. Na uwiecznienie tego aktu miłosierdzia Maryi, Matki ludzkości, nazwano grobowiec Hadriana zamkiem św. Anioła, a świat cały katolicki wysławia miłosierdzie swej Matki niebieskiej oną cudną pieśnią wielkanocną: Regina coeli laetare – Ora pro nobis Deum – Alleluja!
Miodopłynny kaznodzieja, święty Bernard, założyciel i fundator 160 klasztorów, wielki cudotwórca, jeszcze większym był czcicielem i miłośnikiem Maryi. Ułożył on na cześć Matki Bożej kilkanaście pięknych modlitw, tchnących rzewną pobożnością i słodyczą anielską. Jedna z nich: Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo, stała się modlitwą całego chrześcijaństwa. Od dzieciństwa wychowywano Bernarda w bojaźni Bożej, w niewinności i nabożeństwie do Maryi. Będąc pięknej urody, nagabywany był nieraz przez lekkomyślne kobiety do grzechu. On jednak zawsze ratował się ucieczką. Aby zaś raz na zawsze zamknąć przystęp dla zmysłowości, przez cześć i miłość względem Najświętszej Maryi Panny, ślubował Jej i Bogu dozgonną czystość. Lecz nie dano mu i wtedy spokoju. Namawiano go to do występków, to do ożenienia się bogato. Więc zerwał całkowicie ze światem i wstąpił do klasztoru zreformowanych benedyktynów, zwanych cystersami, niedaleko Jasnej Doliny – Clairevaux. Przywiódł ze sobą do nowicjatu trzydziestu młodych ludzi, między nimi pięciu swych braci, których swoją słodką wymową nakłonił do tego ostrego i świętego trybu życia. Niebawem i stary jego ojciec i najmłodszy brat zostali za jego namową mnichami cysterskimi, a dwie siostry i dwie bratowe mniszkami. W krótkim czasie klasztor cystersów na Jasnej Dolinie, którego opatem został św. Bernard, zasłynął w całej Europie, zwłaszcza, gdy jeden z jego zakonników został wybrany papieżem. Ze wszech stron zapraszano mnichów cysterskich na stolice biskupie. Ofiarowywano ich klasztorom liczne fundacje. I nasza Polska miała 28 klasztorów i opactw cysterskich. Hojnie błogosławiła Najświętsza Panna Swemu czcicielowi i słudze, Bernardowi, w pracach i wszystkich jego zamysłach.
Syn zamożnych, mieszczańskich rodziców, Jan Berchmans, gdy jeszcze był w szkołach uczynił przed obrazem Matki Bożej ślub czystości. Niewiastom nigdy się nie przyglądał i nie rozmawiał z nimi dłużej. Czuwał pilnie nad każdą myślą i poruszeniem serca. Co rychlej uciekał od towarzystwa i rozmowy swawolnych kolegów. Tygodniową spowiedzią i Komunią świętą, codziennymi modlitwami do Najświętszej Maryi Panny, podtrzymywał w sobie szlachetny młodzieniec ducha anielskiej niewinności. Pod przemożną opieką niebieskiej Matki doszedł do tego, że mimo młodego i gorącego wieku był wolny od wszelkich myśli i uczuć nieporządnych. Ukończywszy z chlubnym świadectwem szkoły średnie, wstąpił do nowicjatu jezuitów. Tutaj budował swoich kolegów dokładnym zachowaniem regulaminu nowicjackiego, wielką prostotą w posłuszeństwie i nadzwyczajną pokorą. O sobie zwykł był mawiać: Nicością jestem i siłą ciężkości dążę do nicości. Co mam i czym jestem, Boża to łaska i zmiłowanie. – Często podczas dnia wznawiał dobrą intencję służenia Panu Bogu każdym najdrobniejszym zatrudnieniem. Podczas rekreacyj poobiednich lubił się bawić z towarzyszami z wielkim zajęciem w grę bilardową. Jednego dnia zagadnął go ktoś: Co byś zrobił bracie, gdybyś za kwadrans miał umrzeć? – Grałbym dalej – odpowiedział najspokojniej święty młodzieniec. – Każda czynność w intencji podobania się Bogu spełniona jest najlepszym przygotowaniem na śmierć. – Umierając podczas studiów filozoficznych na wycieńczenie sił i gorączkę, po przyjęciu z wielkim nabożeństwem Sakramentów św., kazał sobie podać krucyfiks, książeczkę z przepisami zakonnymi i różaniec Matki Najświętszej. Trzymając to w ręce, rzedł z anielskim weselem: Te trzy rzeczy są mi najdroższe, z nimi najchętniej umieram. Leon XIII, papież, policzył go w poczet świętych patronów młodzieży.
W roku 1876, dnia 22 grudnia, wieczorem św. Jan Bosko opowiedział swym wychowankom następujące zdarzenie: W nocy z 6 grudnia – tak mówił Święty – nie wiem, czy przy stoliku, czy chodząc po pokoju, czy też spoczywając w łóżku, miałem senne widzenie. Ujrzałem niedawno zmarłego Dominika Savio. Stanął tak blisko mnie, że gdybym wyciągnął rękę, byłbym go dotknął. Dominik milczał i spoglądał na mnie z uśmiechem. Jakże był piękny?! Bielusieńka sukienka spływała mu aż do stóp. Czerwona przepaska otaczała jego biodra. Na szyi miał wieniec z kwiatów niewidzianej dotąd piękności. Jego skronie zdobił wieniec różany. Włos spływał mu bujnie w lekkich kędziorach na ramiona i nadawał jego postaci wyraz tak śliczny, tak ujmujący, że wydawał się aniołem. Zapytałem samego siebie: Jestże to we śnie czyli też na jawie? Klasnąłem w dłonie i chwyciłem się za piersi, by się przekonać, czy to rzeczywistość. Patrzyłem z zachwytem i drżeniem. Nareszcie Dominik otworzył usta i przemówił… Rozmawialiśmy długo, serdecznie, o rzeczach pełnych tajemnic… Między innymi zagadnąłem: Dobrze, mój drogi Dominiku, ty, co za życia ćwiczyłeś się we wszystkich cnotach, powiedz, co ci sprawiało największą pociechę w godzinie śmierci? – Na to rzekł Dominik: Jak sądzisz, co to być mogło? – Może to – odpowiedziałem – że zachowałeś cnotę czystości? – Nie! – Może to, że miałeś spokojne sumienie? – Nie! – Może nadzieja nieba? – Ani to nie! – Cóż tedy, może to, iż uzbierałeś sobie skarb dobrych uczynków? – Nie, nie! – Więc powiedz mi sam, cóż to było? – nalegałem zmieszany, widząc, że nie byłem zdolny odgadnąć. Wtedy Dominik: Otóż najwięcej pociechy w chwili śmierci przyniosła mi obecność potężnej i ukochanej Matki Boga. Powiedz to twym dzieciom, iż dopóki żyją, niech nie przestaną do Niej się modlić. – A co powiesz mi o przyszłości, co będzie z moim zgromadzeniem? – Co do zgromadzenia – odrzekł Dominik – pamiętaj, że Bóg gotuje ci wielkie rzeczy… Przyszłość będzie jeszcze wspanialsza i przyniesie zbawienie niezliczonym osobom. Ale to pod jednym warunkiem: Jeżeli synowie twoi będą nabożni do Najświętszej Panny i jeżeli będą umieli zachować cnotę czystości, która wielce podoba się majestatowi Bożemu. – Rozmowa ciągnęła się dalej na różne tematy, aż znikło widzenie.
Jestem pewny, iż wszyscy młodzi przyjaciele moi zrozumieli, co chciałem im powiedzieć, gdy przytoczyłem wszechmocne Słowo Boga, który stworzył świat i który uczynił Maryję Matką naszą.
Myślę, że wszyscy wierzą w to, iż Słowo Boskie, jak było wszechmocne kiedy powoływało wszechświat z nicości do bytu, tak samo i wtedy, kiedy czyniło Najświętszą i Niepokalaną Dziewicę Maryję Matką ludzkości.
Spodziewam się, że odgadłeś, Młodzieży Droga, po co przytoczyłem na zakończenie tej książki przykład wielkiej miłości ku Maryi świętego Grzegorza, św. Bernarda, św. Jana Berchmansa, św. Jana Bosko.
Jest to głębokim przekonaniem moim, że żaden nowicjusz nie urobi się na dobrego zakonnika, żyjącego duchem nadprzyrodzonym, jeśli nie będzie odnosił się do Matki Najświętszej z głęboką wiarą, iż Ona rzeczywiście jest Matką naszą duchową, daną nam przez samego Wszechmocnego Boga i jeśli nie będzie darzył Jej prawdziwie dziecięcym przywiązaniem, zaufaniem, miłością.
Mówię śmiało i wiem co mówię, że z nowicjusza, który nie ma nabożeństwa do Niepokalanej Dziewicy, nigdy i nic nie będzie, ani w zakonie, ani na świecie. Nie będzie ani zakon ani świat miał jakiegokolwiek pożytku z młodzieńca, który nie jest synem Maryi.
Co powiedziałem o nowicjuszu, to samo mówię o całym zakonie.
Jest to prawdą, że jaki jesteś na nowicjacie, taki też będziesz przez resztę życia. Jaki będzie nowicjat, taki później będzie zakon.
Ojcowie, stojący dziś na chlubę naszą u steru zakonu, prowincyj i poszczególnych klasztorów, byli niegdyś też nowicjuszami. Oni pójdą do grobu po zapłatę za pracę swoją, pójdą żąć z błogosławieństwem, co z trudem zasiali. Na ich miejscach staniesz Ty, Kochana Nowicjacka Młodzieży, Ty będziesz zakonem.
Rozkwit tego zakonu zależeć będzie nie tyle od Twoich dyplomów naukowych, od Twej sławy i wzięcia u ludzi, od wielkiej liczby klasztorów i zakonników, nie od mnóstwa placówek misyjnych, ani od tysięcy wydawanych pism, ile i przede wszystkim od Twego prawdziwego nabożeństwa do Najświętszej Panny i, co z tego wypływa, od zachowania cnoty czystości.
Po skończonych miesiącach próby zakonnej opuścisz, Droga Młodzieży, miłe dla Ciebie kąty nowicjackie i pójdziesz do nowej pracy. Idź! – Bóg Wszechmogący niech Ci błogosławi! – Idź, lecz z przekonaniem głębokim o wielkości i dobroci Maryi! – Idź, lecz z miłością ku Niepokalanej! – Idź pracować dla Boga, dla dusz nieśmiertelnych! – Idź, lecz zawsze bądź własnością Maryi, żyj przez Maryję, módl się, pracuj, cierp z Maryją, patrz ciągle w Maryję, umieraj dla Maryi!!